Zorza polarna w Norwegii – jak ją upolować?

Norwegia

Zorza polarna jest jedną z najpiękniejszych rzeczy, które widziałam. Ten fantastyczny spektakl tańczących świateł jest nie do opisania, a nawet najlepszej jakości zdjęcia nie są w stanie jego odtworzyć.

 

Zorza polarna: jak się przygotować do wyprawy?

Zorza polarna to spektakl, który jest zupełnie bezpłatny i ogólnodostępny. Jednak sama wyprawa jest dość kosztownym przedsięwzięciem, nawet w wersji budżetowej. O ile zakupy w sklepach spożywczych nie zniszczą budżetu, dużo większym wydatkiem będzie jedzenie na mieście, o alkoholu nie wspominając. Kosztowne mogą być noclegi i przelot na północ Norwegii, jeśli nie zarezerwujemy z wyprzedzeniem.

Od czego zacząć planowanie wyprawy? Od rezerwacji lotu z naprawdę dużym wyprzedzeniem. Przed zakupem biletu warto sprawdzić dostępność noclegu w wybranym terminie. Chętnych zobaczyć zorzę polarną jest sporo, a hoteli jest stosunkowo mało ze względu na sezonowy charakter turystyki w Północnej Norwegii.

Jeśli logistyką zajmujecie się sami, przemyślcie dobrze, jak wypełnicie sobie czas przed godziną mniej-więcej 22.00. Tu można rozważyć kilka „polarnych” rozrywek, których nigdzie indziej się nie spróbuje. Są to na przykład przejażdżki psimi zaprzęgami  i skuterami śnieżnymi, wielorybie fotosafari, zwiedzanie itd. Warto w ten sposób urozmaicić wyjazd. Zorza świeci mniej-więcej między 21.30 a północą. Przez resztę dnia coś trzeba robić.

 

 

Warto też mieć na uwadze, że mniej-więcej od połowy listopada do połowy stycznia (konkretne daty zależą od regionu) w Północnej Norwegii panuje noc polarna. Nie znaczy to, że cały czas jest ciemno jak w lochu. Słońce nie wyłania się poza horyzont, ale jednak świeci jakiś czas. Czyli jest szaro. Podczas mojej ostatniej wyprawy słońce pojawiało się około godziny 9.30 i zachodziło jakoś około 15. Naprawdę da się z tym żyć, zwłaszcza że w każdym (dosłownie) zamieszkałym norweskim domu w oknie pali się lampa lub jakieś inne światło. Norwegowie spalają również tony świec, żeby w domu było przytulnie.

 

Żeby było równie przytulnie na zewnątrz, należy odpowiednio się wyposażyć.

Co zabrać ze sobą?

Dobry humor i wiarę, że zorza będzie widoczna.

Jest to dama dosyć kapryśna i nie pojawia się na każde wezwanie. Kluczowym elementem polowania na zorzę jest cierpliwość, ale mnie akurat nie była specjalnie potrzebna. Zorza świeciła jak szalona i była widoczna nawet w mieście. Ale podobno nie zawsze tak jest. Warto więc sprawdzać prognozę zorzy (wbić w Google hasło „aurora forecast”). gdy rezerwujemy wyprawę z wyprzedzeniem, nie da się z tej prognozy skorzystać. Pozostaje więc liczyć na szczęście.

Odpowiednie ubranie.

Szkoda by było zamiast podziwiania zorzy myśleć o zmarzniętym ciele, więc lepiej zabrać więcej ciepłych ubrań. Jak ciepłych? Każdy inaczej odczuwa zimno. Na wybrzeżu Norwegii nie ma ekstremalnie niskiej temperatury, ale też zależy co mamy na myśli mówiąc „niskiej”. Miejcie świadomość, że może przyjdzie wam stać na silnym mrozie i wietrze przez kilka godzin. Po kilku dniach organizm się przyzwyczaja do mrozu i już nie czujemy tego zimna tak bardzo, więc lepiej się ubrać „na cebulkę” i w razie potrzeby zdejmować lub zakładać kolejne warstwy. Na pewno nie polecałabym zakładania spodni dżinsowych nawet na termobieliznę, bo dżinsy na mrozie sztywnieją. Warto zainwestować w porządne spodnie turystyczne. Przydadzą się na kolejne wyjazdy, a nawet na zimowy terenowy spacer w kraju. To samo tyczy „góry” ubioru. Fantastycznym rozwiązaniem są tradycyjne norweskie swetry z wełny. Są drogie, ale naprawdę ciepłe i niezniszczalne. Znam Norwegów, którzy takie swetry mają po rodzicach, a nawet dziadkach, i nie widać na tych swetrach śladów długiego użytkowania.

Buty! Najlepiej antypoślizgowe.

W Norwegii chodniki posypuje się żwirem. Żadnej soli i piasku. Chodzenie po oblodzonych chodnikach wymaga uważności i odpowiedniego obuwia. Można na miejscu kupić kolce na buty. Pamiętajcie tylko, żeby w pomieszczeniach je zdejmować, bo gospodarz nie będzie szczęśliwy, jak zniszczycie mu podłogę. Buty też warto mieć luźniejsze. Warstwa ciepłego powietrza skutecznie chroni przed mrozem. Przy odpowiednich butach nie warto zakładać dwóch par skarpet, ponieważ będą ściskać stopy i utrudniać krążenie. Wtedy szybciej zmarzniemy. Dobrze buty z naturalnej wełny lub skóry foki można kupić na miejscu, ale na to miejsce trzeba dotrzeć i się nie połamać na lodzie. Po szczególnie oblodzonym terenie warto chodzić jak pingwin, odpowiednio rozkładając ciężar ciała. O tym sposobie można poczytać na Internecie.

Niektórzy polecają zakładać 2 pary skarpet.

Aczkolwiek druga para może ściskać stopę i  utrudniać krążenie, przez co szybciej zmarzniemy. Według mnie wystarczą ciepłe buty i jedna para porządnych skarpet. Buty powinny być nieco luźne, żeby zachować warstwę ciepłego powietrza, które nas ogrzeje.

Czapkę osłaniającą uszy,

a dla „zmarzliaków” też kominiarkę. Z morza jednak wieje, a zwłaszcza jak zechcemy popłynąć statkiem do któregoś z fiordów.

Mocno natłuszczający krem,

żeby od wiatru i mrozu nie popękała nam skóra. Uwaga: nie używamy żadnych stricte nawilżających kosmetyków, ponieważ na mrozie mogą spowodować pękanie skóry.

Robienie zdjęć zorzy jest prawie niemożliwe bez statywu.

Warto wejść na stronę flickr.com, wpisać w wyszukiwarce hasło „nothern lights” lub „aurora” i przeglądając zdjęcie spisać sobie parametry. A później eksperymentować z własnym aparatem. Ogólnie zdjęcia zorzy najlepiej wychodzą szerokokątnym obiektywem przy maksymalnie otwartej przesłonie i niskim ISO. Czas otwarcia migawki dopasowujemy na bieżąco i będzie on raczej długi.

Zapasowy akumulator do aparatu.

Koniecznie!!! Na mrozie nawet nowy i oryginalny akumulator może dość szybko się rozładować. Ten zapasowy trzymany w ciepłym miejscu „przy ciele”, np. w wewnętrznej kieszeni. U mnie dobrze się spisała malutka torebka z kieszonkami, którą się nosi na szyi. Można tam trzymać dokumenty i karty.

Zapasowa karta pamięci,

o ile chcemy robić dużo zdjęć.

Rękawiczki

Do robienia zdjęć przydają się rękawiczki z „odrzucanymi” palcami lub tak zwane „sensoryczne”, w których można sterować ekranem dotykowym nie zdejmując ich.

Lekturę lub laptop do podróży w zależności od upodobań i potrzeb.

Na północ Norwegii lecimy około 2 godzin do Oslo, potem przesiadka i kolejne 2 godziny do miejsca docelowego. Mnie się specjalnie nie przydały. Odkryłam, że wbrew wszelkim stereotypom Norwegowie z Północy są bardzo gadatliwi.

Z tym całym dobytkiem niestety ciężko będzie spakować się w bagaż podręczny. Da się, jeśli nie zabiera się na przykład statywu i ciepłych rzeczy na zmianę. Myślę, że jadąc na zorzę polarną po raz pierwszy trudno będzie przewidzieć, które ubrania i w jakich ilościach będą odpowiednie. A marznąć na pewno nie chcemy.

Do bagażu podręcznego warto spakować przedmioty wartościowe oraz takie, z którymi możemy przeżyć jedną dobę, gdyby nasz bagaż rejestrowany doleciał z opóźnieniem. Zdarza się.

 

 

Zorza polarna, a  fotografowanie

Każdy aparat jest inny, więc warto go przetestować przed wyjazdem i ewentualnie skorygować ustawienia.

– Tryb: M (manualny).

– Obiektyw: szerokokątny, jasny.

– Ostrość: na nieskończoność.

– Lampa błyskowa: wyłączona.

– ISO: 400 lub większe. Im ciemniejsze jest niebo, tym większe powinno być ISO.

– Czas: od 5” do 20“, metodą prób i błędów.

– Samowyzwalacz: 2“.

– Statyw: niezbędny do wykonania dobrych zdjęć.

– Zapasowy akumulator: koniecznie. Trzymany go w ciepłym miejscu „przy ciele”, np. w wewnętrznej kieszeni.

Dla miłośników fotografowania dobrym rozwiązaniem są rękawice z odrzucanymi palcami. Testowaliśmy rękawice sensoryczne, ale nie do każdego ekranu się nadają.

Fotografowanie smartfonem jest możliwe, ale trudne. Trzeba zainstalować program do fotografowania z możliwością ustawień manualnych, mieć bardzo “stabilną” rękę i trochę szczęścia.

Mam nadzieję, że powyższe rady pomogą Wam odpowiednio zaplanować bezstresową podróż. Powodzenia w „polowaniu” na zorzę!

 

 

 

 

Zajrzyj na grupę Miłośnicy Północy po więcej inspiracji! Tam zorza polarna to jeden z głównych tematów!

95 komentarzy

Leave a reply